środa, 3 lipca 2013

Rozdział 1


    Krople deszczu zaczęły niemiłosiernie bić w okna sali od historii. Mimo, że lekcja była dość interesująca, nie mogłam się zbytnio skupić na monologu profesora Smith'a. Zniecierpliwiona spojrzałam na zegarek. Zostało jedynie siedem minut. Zrezygnowana wzięłam długopis i na okładce zeszytu zaczęłam pisać tekst piosenki Bullet For My Valentine - The last fight.


''Can you see me through bloodshot eyes?
Should I fight for what is right or let it die?
Now I'm choking on forced fed lies
Do I fight or let it die? ''


    Gdy usłyszałam jakże upragniony dzwonek, wrzuciłam książki do torby i skierowałam się w stronę stołówki.
     - Ej, Lucas! Czemu Emo nie chodzą do McDonalda? - usłyszałam tuż za sobą piskliwy głos od którego aż się we mnie gotowało.
     - Co? Em.. Nie wiem. - odpowiedział szatyn, który stał tuż obok dręczycielki.
     - Bo tam dają HappyMeals! - usłyszałam jeszcze krzyk właścicielki owego piskliwego głosu. No tak, nie dane mi było pójść chociaż do stołówki bez takich durnych żartów. A jakże by inaczej! Wśród tłumu zobaczyłam krwistoczerwone włosy. Nie musiałam się długo zastanawiać aby dojść do tego, kto jest ich właścicielem.
     - O, hej, Eve! - Louis uśmiechnął się szeroko na mój widok. Czasami się zastanawiałam skąd on bierze to pozytywne nastawienie do świata.
     - Uhm.. Podoba mi się ten kolorek. Lepiej niż w niebieskim. Ten odzwierciedla twoje e... Wnętrze.  - chcąc go trochę podrażnić, rozczochrałam mu ręką jego idealnie ułożony 'fryz'.
     - Hej, hej. Moje włosy to świętość, ok? - odsunął się i zrobił poważną minę. W odpowiedzi go po prostu wyśmiałam. Ta jego 'poważna' mina wcale do niego nie pasowała. Razem z roześmianym Louisem udałam się do stołówki.

     Ostatnie dwie lekcje upłynęły w bardzo powolnym tempie, a gdy wyszłam ze szkoły rozpadało się na dobre, więc po drodze do stacji metra zdążyłam już porządnie zmoknąć.
    Tak szczerze to nie chciało mi się wracać do domu. Mogłabym zostać w szkole (i to dobrowolnie!) do późnego wieczoru.. Nie miałam ochoty wracać do miejsca które przywykłam nazywać 'domem' i patrzeć na pijanego ojca oraz słuchać wyzwisk kierowanych do mojej osoby. No, ale przecież nie będę się do późnej nocy włóczyć po mieście.
    Wsiadłam więc do metra którym miałam dojechać na obrzeża Cincinnati. Usiadłam pomiędzy jakimś starszym panem od którego śmierdziało cygarem, a dziewczyną o włosach ułożonych podobnie jak te Amy Winehouse. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam moją starannie dobraną playlistę.


'' With bleeding hands
I fight for a live that's beat me down
Stand up and scream while
The rest of the world won't make a sound.''



    Niecałe piętnaście minut później siedziałam już w parku pod jedną z budek z daszkiem i odpaliłam papierosa. Tak, wiem - zły nałóg. Lecz dzięki temu chociaż trochę się uspokajałam. No, i oczywiście dzięki muzyce.
    Po jakimś czasie siedzenia bezczynnie i gapienia się na biegających ludzi, którzy uciekali przed deszczem, moja bateria w telefonie się zbuntowała i musiałam już niestety wracać do domu. Mimo, że mokłam jeszcze bardziej, to wlokłam się najdłużej jak to było możliwe.
    Spojrzałam z politowaniem na kamienicę, która w poszczególnych miejscach miała wybrakowane cegły, i udałam się do środka. Nienawidzę tego osiedla, nienawidzę tego budynku, nienawidzę tego mieszkania. Chciałabym się wyprowadzić daleko, daleko stąd. Tak, niedoczekanie.
    Gdy weszłam do pomieszczenia, w moje nozdrza uderzył wstrętny odór zmieszanego alkoholu i dymu papierosowego. Skrzywiłam się i zamknęłam za sobą cicho drzwi. Szybko zaczęłam iść do swojego pokoju, nie zważając na ojca siedzącego w salonie z jakimś jego koleszką od siedmiu boleści. Oczywiście bełkotali coś do siebie kompletnie pijani.
    Weszłam do pokoju, wygrzebałam z szafy stare dresy oraz rozciągniętą koszulkę i poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Z ulgą przyjęłam gorący strumień na swojej skórze. Mam tylko nadzieję że się nie rozchoruję. Z bezsilności poleciały mi łzy.
    Jeszcze zanim Jonathan wyjechał na studia, było w miarę ok, ale po jego wyjeździe ojciec stał się dla mnie nieznośny. Nienawidził mnie odkąd się urodziłam. Dla niego jestem tylko nic niewartą dziewuchą która odebrała życie jego ukochanej małżonce. Mi też jest ciężko, jak cholera.
    Chciałabym mieć mamę. Wtedy na pewno to wszystko inaczej by wyglądało. A tak mam ojca pijaka który, gdy wypije za dużo, wkurza się o byle błahostkę a wtedy mnie bije. Lecz jeszcze nie to jest najgorsze. Ból fizyczny jakoś znoszę. Jednak ten wzrok którym na co dzień mnie obdarowuje, który przeszywa mnie jak miliard grubych igieł wbijających się po samą kość. Zawsze obdarzał mnie tym samym, lodowatym spojrzeniem.
    Mój wzrok zatrzymał się na licznych bliznach oraz siniakach zdobiących mój brzuch. Ba, siniaki mam wszędzie, lecz blizny po cięciach tylko na brzuchu. Nie chciałabym aby ktoś zauważył rany na przedramieniu, więc okaleczałam się w miejscach do których nikt nie ma dostępu. Po licznych furiach ojca, jestem już przyzwyczajona do siniaków i nie zwracam na nie większej uwagi. Na szczęście zawsze pomija twarz.
    Z mojego 'szybkiego' prysznica nici - wodę zakręciłam dopiero po około dwudziestu minutach. Ubrana już w suche rzeczy, wróciłam z powrotem do pokoju gdzie zaczęłam odrabiać lekcje zadane na następny dzień. W tym ostatnim tygodniu mamy mieć parę ważniejszych testów które mogą zaważyć na tym czy przejdę do ostatniej klasy liceum. Więc chcąc, nie chcąc - muszę jakoś dać radę. Nie mam zamiaru kiblować rok w drugiej.
    Po około dwóch godzinach uczenia się usłyszałam jak drzwi wejściowe się otwierają a po chwili bełkot mężczyzn ucichł. Gdzieś tam zakiełkowała się nadzieja że ojciec wyszedł razem z tamtym typem, lecz szybko została rozwiana gdy usłyszałam ciężkie kroki, które najwyraźniej kierowały się w stronę mojego pokoju. Nie pomyliłam się. Ojciec stanął nieśpiesznie w drzwiach i patrzał na mnie z pogardą.
    - A Ty co?! Siedzisz tutaj i robisz nie wiadomo co, zamiast zająć się chałupą! Zrobiłabyś coś pożytecznego!- wydarł się, z czym po moich plecach przebiegł niemiły dreszcz. Zdążyłam się domyślić że dzisiaj nabędę parę nowych obolałych miejsc.
    Nic nie odpowiedziałam, ponieważ nie chciałam go prowokować. Spojrzałam się tylko niepewnie na ojca. W moich oczach na pewno jest widoczny strach, lecz ojciec jest zbyt pijany aby zauważyć cokolwiek.
    - No i na co się gapisz?! - zakołysał się z czym musiał podeprzeć się framugi drzwi, aby nie upaść.
    Nadal nic nie mówiłam. Siedziałam po prostu jak sparaliżowana, obawiając się że moim najmniejszym ruchem mogę sprowokować ojca.
    - Idź mi zrób coś do żarcia, szmato! Nie będziesz tutaj tak siedzieć! - język mu się plątał, lecz drugi raz nie trzeba było mi powtarzać. Poczekałam tylko aż ojciec wróci do salonu i zasiądzie przed telewizorem, aby następnie udać się do kuchni żeby zrobić mu coś do jedzenia.
    Spojrzałam po szafkach - nie było nawet chleba. Znalazłam jednak w lodówce trzy jajka, tym samym zaczęłam robić mu jajecznicę.
    Wtem, poczułam ciężkie ręce na moich biodrach, a odór alkoholu się nasilił.
    Przestraszyłam się.
    Ciało mojego ojca naparło na moje, od tyłu, a jego ręce zaczęły z natarczywością błądzić po moim brzuchu oraz udach. Nie myśląc nad tym co robię, chwyciłam patelnie na której grzał się olej i cisnęłam nią w głowę ojca. Ten błyskawicznie ode mnie odskoczył i chwycił się na twarz na którą poleciała rozgrzana oliwa, a ja korzystając z okazji wybiegłam z domu nawet nie obracając się za siebie, aby sprawdzić czy ojczym mnie goni.
    Nie wiem jak długo tak biegłam, nie odczułam nawet zmęczenia. Chciałam po prostu znaleźć się jak najdalej od tamtego miejsca. Stanęłam dopiero gdy znalazłam się na jednym z mostów nad Ohio River. Usiadłam pod barierką, gdzie światło latarni nie docierało i objęłam nogi ramionami. Dopiero w tym momencie łzy wydostały się spod moich powiek. Szlochałam cicho. Powoli docierało do mnie co takiego mogło się stać gdybym nie uderzyła ojca patelnią.
    Po parunastu minutach się trochę uspokoiłam i poczułam że coś uwiera mnie w kieszeni od dresowych spodni. Sięgnęłam więc po ową rzecz. W mojej dłoni spoczywała teraz paczka papierosów. Sięgnęłam do drugiej kieszeni i z ulgą wyciągnęłam telefon. Pomyślałam o Louisie. Wiem, że tylko na niego mogę teraz liczyć. A jeżeli mu w czymś przeszkodzę? Ech, no cóż. Ma pecha. Wybrałam numer przyjaciela i już po dwóch sygnałach usłyszałam jego głos.
    - Eve?
    - Nie, Hana Montana, debilu. - powiedziałam z przekąsem. - Mogę do Ciebie wpaść?
    - Jasne. - usłyszałam w słuchawce.
    - Będę za dziesięć minut. - po tych słowach, rozłączyłam się. Nie miałam w tej chwili ochoty na dłuższe rozmowy. Wytarłam mokre policzki ręką i wstałam z mokrej posadzki. Mimo że na dupie miałam mokrą plamę, ( co wyglądało jakbym się najzwyczajniej w świecie popuściła), to nie przejęłam się tym zbytnio. Było ciemno i prawie nikogo nie było na ulicach.
    Tak jak wcześniej już napomniałam, po niecałych dziesięciu minutach stałam przez solidnymi drzwiami w jednej z 'lepszych' dzielnic Cincinnati. Zapukałam dość cicho, w obawie że mogę obudzić mamę Louisa.
    Drzwi otworzyły się a ja stanęłam jak wryta. Mój przyjaciel stał przede mną jak gdyby nic ubrany w jednoczęściową piżamę w teletubisie. That the hell?! Okej, no spoko. Ale ta piżama była na niego serio za mała; sięgała mu jedynie do połowy łydek a rękawy do łokci.
    Zapominając o powodzie z którego tutaj przyszłam, zaczęłam chichotać.
    - Świetne wdzianko Lou. Takie.. Męskie. - poruszyłam brwiami w górę i w dół. Chłopak spojrzał po sobie.
    - No tak.. Ech, kuzyn do mnie przyjechał.
    - I postanowiłeś z nim nakręcić coś na styl 'ufo porno' ?
    - Eve.. skończ już. - spojrzał na mnie z udawaną powagą.
    - Oj no.. A Ty co.. Nawet się ze mną nie przywitasz? Tuuuulimy? - rozłożyłam ręce. Zaczęłam się śmiać. Lou właśnie 'strzelił'  tak zwanego focha. Poczochrałam mu włosy, aby jeszcze bardziej go wkurzyć.
    - Twoi rodzice już śpią?
    - Nie ma ich w domu. Właź. - przepuścił mnie w drzwiach. - Te dresy świetnie opinają twój kuperek. - usłyszałam za sobą chichot. - Idź do salonu, za chwilę przyjdę.
    Zrobiłam więc co kazał i zasiadłam przed telewizorem w salonie. Na podłodze leżały porozrzucane zabawki.
    Znowu zaczęłam rozmyślać o ojcu. Rozumiem, że mnie nienawidzi.. Ale chcieć zgwałcić? Teraz to bałam się wrócić do domu.. No ale muszę. Najwyżej posiedzę parę godzin u Louisa, pewnie nie będzie miał nic przeciwko.. A potem wrócę do domu. Ojciec będzie spał albo będzie siedział gdzieś w barze i przepijał nasze oszczędności.
    Moje przemyślenia przerwał mi Lou, który padł na sofę na której siedziałam. Wydał z siebie ciche westchnięcie. Zauważyłam że przebrał się w normalne ciuchy.
    - Młody już śpi. - zapadła cisza, którą po jakimś czasie ponownie przerwał ognistowłosy. - Twój kochany Tatuś? - rzekł z sarkazmem.
    - Tym razem posunął się za daleko.
    - Pobił Cię? - na jego twarzy było wymalowane zmartwienie pomieszane gniewem.
    - Ehm... Nie, to nie to.. Wiesz, że już kiedyś zdarzało mu się mnie uderzyć. - Lou oczywiście nie wiedział jak było naprawdę. Czasami cały weekend nie mogłam się podnieść z łóżka; uniemożliwiał mi to ból.
    - Nie... Nie mów że.. - urwał.
    - Lou.. Nie. Ale był pijany.. i.. no.. - moje oczy się zaszkliły.
   A niech to szlag. Nie chciałam przy nim płakać.  Louis już nic nie powiedział, tylko przytulił mnie mocno do siebie. W tej chwili nie mogłam się już powstrzymać i pozwoliłam łzom zmoczyć moje policzki oraz bluzkę mojego przyjaciela.
     - Eve.. Następnym razem dzwoń od razu do mnie. Jeżeli będzie tak pijany że nie będzie nad sobą panował, i poczujesz się zagrożona, to dzwoń.. O każdej porze dnia i nocy. - usłyszałam jego szept tuż przy uchu. Po tych słowach pocałował mnie delikatnie w czoło. - Nie wybaczę sobie jeżeli coś Ci się stanie. - uśmiechnęłam się delikatnie poprzez łzy. Te słowa wiele dla mnie znaczą.
    Przytuliłam mocniej chłopaka.
    - Dziękuję, Lou. - trwaliśmy chwilę w tym uścisku. Louis delikatnie się ode mnie odsunął.
    - To jak, oglądamy Zmierzch? - uśmiechnął się łobuzersko.
    - Jasne, lubię wyśmiewać Edwarda. - zaśmiałam się cicho i otarłam mokre policzki.


''Evelyn: Założę się że  Rosalie jest lesbą , dlatego jest taka cięta na Bellę.
Louis: No ale przecież Edward potrafi czytać w myślach, nie?
Evelyn: W takim razie na pewno mieli trójkącik, ale wycieli to z filmu.''
- Jedna z rozmów podczas oglądania Zmierzchu. 


    Po zjedzeniu tony chipsów, oraz wypiciu paru litrów oranżady, stwierdziłam że pójdę do domu; zbliżała się już druga w nocy. Lou z początku chciał mnie odprowadzić, lecz nie mógł zostawić kuzyna samego w domu.
    Gdy ubierałam buty, przyszli jego rodzice. Tata Louisa był na tyle miły, że mimo zmęczenia zaproponował mi podwózkę do domu. Przystałam na jego propozycję.
    Gdy czerwone Volvo stanęło przed moją kamienicą, podziękowałam panu Andersonowi i weszłam cicho do budynku. Otworzyłam drzwi i zamykając je za sobą, szybko się rozejrzałam. Zauważyłam rozwaloną postać na kanapie przed telewizorem. Usłyszałam głośne chrapnięcie. Odetchnęłam z ulga i udałam się do mojego pokoju. Przebrałam się już tylko w piżamę, i wcześniej ustawiwszy budzik na szóstą, poszłam spać.

***

    Parę godzin później wstałam, ku mojemu zaskoczeniu, dość wypoczęta. Powędrowałam do łazienki aby się odświeżyć i ubrać. Zakryłam trochę mocniejszym makijażem wory pod oczami. To że czułam się wypoczęta, nie znaczy że tak wyglądałam. Wróciłam do pokoju i spakowałam książki do torby. Mimo że było dopiero za dwadzieścia siódma, to chciałam jak najszybciej wyjść z tego domu. Nie miałam ochoty patrzeć na skacowanego ojca.
    Udałam się do pobliskiego parku, gdzie usiadłam na jednej z ławek. Wyjęłam podręcznik do historii i przejrzałam jeszcze materiał. Dzisiaj miałam sprawdzian, a we wczorajszej nauce brutalnie mi przerwano. Na szczęście wszystko inne odrobiłam.
    Spojrzałam na zegarek; siódma dwadzieścia trzy. Wstałam i nigdzie się nie śpiesząc poszłam na stacje.

    Dzień w szkole dość szybko minął, i nawet sprawdzian z historii poszedł mi całkiem nieźle. Wyszłam właśnie ze szkoły gdy usłyszałam jak ktoś wykrzykuje moje imię. Obróciłam się. No tak, Louis.
    - Eeej, złotko, idziesz ze mną do kawiarenki? Może trochę pogramy. - obdarował mnie pięknym uśmiechem. Uwielbiam jego uśmiech, jest zawsze taki szczery. Ja nie umiałam się tak uśmiechać.
    - No w sumie to nie mam po co iść do domu, więc spoko. Może później jeszcze odrobię tam lekcje. - ruszyliśmy więc do wcześniej wymienionego miejsca.
    Kawiarenka była własnością mamy Louisa. Nie było tam tłumów więc zawsze można było porozmawiać w spokoju. W obszernej piwnicy pod kawiarenką znajdowały się przeróżne instrumenty, na których razem z Lou zawsze graliśmy. Zazwyczaj nie wychodziło z tego nic więcej jak wielki harmider, ale od czasu do czasu udało nam się coś skomponować.
    Gdy szliśmy, natrafiliśmy na parę nieco za natarczywych spojrzeń. No tak - on czerwony, ja też (chociaż mniej), w dodatku oboje byliśmy ubrani niezbyt przeciętnie. Moje podarte spodnie (nie tylko w jednym miejscu), oraz odważniejszy makijaż rzucały się dość mocno w oczy, a Lou nie był lepszy, bo założył dzisiaj mocno obdartą bluzkę. Nie zwracaliśmy jednak na to większej uwagi, tylko śmialiśmy się wniebogłosy. Louis rzadko kiedy potrafi być poważny.
    Do kawiarenki 'Delicious' dotarliśmy po niecałych piętnastu minutach. Przywitaliśmy się z panią Anderson; ja skinieniem głowy, a Lou buziakiem w policzek. Oczywiście nie chciała nas puścić bez zjedzenia czegoś, ale udało nam się ją przekonać aby dała nam herbatniki i po jakieś kanapce.
    W znakomitym nastroju usiadłam przy keyboardzie z czym zaczęłam grać Hearts Burst Into Fire.

''I'm coming home
I've been gone for far too long
Do you remember me at all?
I'm leaving
Have I fucked things up again?
I'm dreaming
Too much time without you spent.''


    Oczywiście śpiewać to ja pięknie nie umiem, ale jakoś daję radę, więc pozwoliłam sobie na zaśpiewanie tej piosenki. Jest to moja ulubiona piosenka Bullet For My Valentine.
    Podczas wykonywania piosenki, Lou siedział zajadając się kanapką i kiwając się na boki. Po skończeniu zaczął mi przesadnie bić brawo i krzyczeć w głośno 'bis'. Zaśmiałam się tylko.
    - Lepiej bierz te swoje pałeczki i zasiadaj na tronie, mistrzu. - puściłam mu oczko. Zrobił tak jak powiedziałam i chwilę potem pomieszczenie wypełniły brzmienia perkusji. 
    Około godziny dwudziestej drugiej wracałam metrem do domu. Taty na szczęście nie było.

***
    Cały tydzień zleciał szybciej, niż mogłam sobie tego życzyć. Po szkole chodziłam zazwyczaj gdzieś z Louisem, a gdy wracałam do domu to ojciec spał na kanapie lub go nie było.
    Ostatni dzień szkoły zaczął się spokojnie. Tego dnia mieliśmy tylko cztery lekcje, i na większości z nich mieliśmy luz. Tylko na matematyce babka truła dupę że w następnym roku będzie o wiele trudniej i że mamy się starać już na samym początku bo inaczej zostaniemy udupieni.
    Po lekcjach udałam się z Louisem do kawiarenki. Zamówiliśmy sobie coś do picia i rozmawialiśmy. Po prostu rozmawialiśmy. Przy nim zawsze zapominam o moich codziennych problemach, mogę się wyluzować i nie zważać na jakiekolwiek konsekwencje.
    Piąteczek, więc do domu wróciłam grubo po dwudziestej czwartej. Już na korytarzu usłyszałam jakieś podniesione głosy oraz muzykę. No tak.. Było zbyt pięknie aby mogło to potrwać dłużej.
    Weszłam cicho do domu mając nadzieje że ojciec, który siedział z koleszkami z osiedla, mnie nie zauważy. Uff, mam szczęście. Przeszłam szybko obok wejścia do salonu nie skupiając na sobie uwagi mężczyzn. Poprzednio wziąwszy jakieś wygodnie ubrania, poszłam się wykąpać. Głośne rozmowy w salonie zmieszane z muzyką na pewno zatuszują odgłos lejącej się wody.
    Czyściutka i pachnąca przeszłam do pokoju i założyłam słuchawki na uszy. Rzuciłam się plackiem na łóżko i zaczęłam czytać Miasto Szkła.
    Leżałam tak sobie wciągnięta przez lekturę gdy nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie mocno za kark i ciągnie do góry. Słuchawki wypadły mi z uszu i usłyszałam ryk ojca. Nim się zorientowałam, leżałam już na podłodze, a ojciec siedział na mnie i zdzierał ze mnie ubranie. Zaczęłam krzyczeć. Wiele to jednak nie dało bo jego silna ręka zakryła mi usta. Próbowałam się wyrwać, lecz to też na nic się nie zdało. Nie mogłam się równać z jego siłą. 
    - Co, myślałaś że nie zauważyłem jak przyszłaś?! O której to się wraca do domu ?! - wysyczał tuż przy moim uchu i pociągnął mnie mocno za włosy. Wydobyłam z siebie krzyk, lecz był on niemy. Nie mogłam już nic poradzić. Telefon miałam w torbie, a nawet gdybym chciała po kogoś zadzwonić to przecież wyrwałby mi go z ręki.
    Poczułam ogromy ból. Moja twarz była już mokra od łez. Teraz to mogę jedynie czekać aż skończy.

    Nie wiem już jak wydostałam się z domu, jak w ogóle mogłam chodzić. Usiadłam pod jednym z drzew w parku.
    Nic do mnie w tej chwili nie docierało. Nie dotarłoby nawet gdyby policja się tu zjawiła i mnie zabrała na komendę. Czuję się taka.. brudna. Czuję się jak dziwka. Czuję się wykorzystana.
    Skuliłam się a coraz to świeższe łzy spływały mi po policzkach. Ktoś się mnie o coś pytał, lecz ja nie byłam wstanie tej osoby zrozumieć, a co dopiero jej odpowiedzieć. Siedziałam. Nie wiem jak długo.      
    Poczułam jak ktoś dotyka mojego ramienia. Krzyknęłam przestraszona, zerwałam się i zaczęłam biec. 


_________
______________
_____________________


Ach! Macie pierwszy rozdział :D 
Jak ja się ciesze że to już koniec XD Pierwszy jest zawsze najtrudniejszy ;)
Dobra, ludzie, zanim napiszecie w komentarzu jak bardzo beznadziejny lub dobry jest ten rozdział, chciałabym abyście poświęcili jeszcze chwilkę na przeczytanie poniższych informacji ;)

Tak więc, proszę Was abyście zostawili w komentarzu linki do swoich blogów. Na pewno razem z Alice je przeczytamy i skomentujemy, lecz myślę że blogów będzie sporo, więc trochę nam zajmie przeczytanie ich. Oczywiście dodamy ' Dołącz się do tej witryny ' itepe. 

Jak już pewnie zauważyliście po przeczytaniu rozdziału - cała historia nie będzie taka kolorowa, a przynajmiej nie teraz. Będziemy jednak wtrącać różne śmieszne sytuacje, aby nie było za bardzo dramatycznie (; .

Mam jeszcze pytanko - jak sądzicie, czy jesteśmy siostrami (Vicky&Alice) ? Bo tak nas to trochę ciekawi ^-^ 

I na koniec chciałabym dać link do bloga Alice - http://with-bleeding-hands.blogspot.nl/ - na którym pojawili się bohaterowie ;) 



PS. Alice mówi że na następny rozdział będziecie musieli niestety trochę poczekać. Ale proszę, bądźcie cierpliwi :) 

~ Vicky. 



15 komentarzy:

  1. Super rozdział *-*,pisz dalej niecierpliwię się.
    -Koralina

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie rozdział!!
    Rozdział jest zajebisty ;D
    czekam na next'a i oby nie tak długo jak na ten.. ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. wow *-* po prostu wow !
    nie da się chyba inaczej tego opisać, chyba,
    że: rafaello... (bo wyraża więcej niż 1000 słów) :D
    czekam na ciąg dalszy ;D

    ~ onika

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział *.*
    Boże, biedna Evelyn.
    Czekam na nexta z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedna Evelyn :c.
    Czekam :3.
    I zapraszam na mojego nowego bloga o BVB: http://a-holy-war.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Eve ma ciężko . ;c .
    Biedactwo . ;C .
    Czekam . ^ ^ .
    Proszę: core-story.blogspot.com :3
    Zapraszam . ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. WOW. Spodziewałam się czegoś zupełnie innego, a tu taka miła niespodzianka ;)
    Bardzo ciekawe ;] Współczuje Eve, na jej miejscu to bym tego ojca chyba zabiła :/
    Czekam na następną notkę ;)
    http://the-other-side-of-truth-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Notka super;*
    idontbelongherebvb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Evelyn ma ciężko w życiu ..

    Rozdział taki długi i taki super .!

    Świetnie piszesz !! ;*

    Oto linki do moich blogów :
    o-bvb-blog.blogspot.com
    learn-from-your-hate.blogspot.com
    never-give-in-blog.blogspot.com


    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Aww , i piszcie szybko 2 rozdział ;*

    Na pewno zajrzę na bloga Alice ;*

    Aha , i usuń en jebany kod do wpisywania :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Piszesz cudownie. Tak prawdziwie. No po prostu nie wiem jak to ująć. xD Ja tam się cieszę, że to opowiadanie nie będzie przesłodzone. Życzę dużo weny i już wbijam na bloga Alice. :*
    Zapraszam do siebie (o Bring Me The Horizon)
    http://opowiadanie-bmth.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Wow! Świetnie. Jestem pod wrażeniem generalnie samego stylu pisania. Bardzo dopracowane i przemyślane. Fabuła wciągająca i postaci bardzo intrygujące. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Tymczasem zapraszam do mnie na:
    the-wretched-and-divine.blogspot.com
    the-story-of-the-wild-ones.blogspot.com
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Za samo "Miasto Szkła" masz plusa :D
    a poza tym świetne :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Znaczy się ja nowa i ogólnie niedawno odkryłam to cudo ale już mam o tym blogu świetną opinie! Dziewczyny jesteście niesamowite! Ym.... no nie mam jak napisać długiego i kreatywnego komentarza w którym mogę wam pokazać gdzie macie jakieś drobne błędy bo takowych poprostu nie ma. Znaczy są jakieś tam drobniutenikie literówki ale to każdemu się zdarza więc nie ma się czego czepiać. Ogółem wszystko jest świetne napisane i w doskonałym stylu. Ja jestem dopiero początkującą autorką tego o to skromnego bloga: http://nico-di-angelo-heros-z-obozu.blogspot.com/. To tak jakbyście chciały coś tam poczytać. UM no to ja przekazuje wiadro weny i serdeczne pozdrowienia
    Nika

    OdpowiedzUsuń